środa, 9 marca 2022
Tagi:

Autor: Aleksandra Krasucka


Na ewangelickim cmentarzu w Lubuniu pod Słupskiem zachowało się kilkadziesiąt żeliwnych krzyży. Znaczą one życie ludzi żyjących w XIX i na początku XX wieku. Na jednym można odcyfrować gotycki napis: „Was Gott tut, ist es wohlgetan”. (To, co Bóg czyni, jest dobre). Jest w tym jakieś prawdziwie chrześcijańskie poddanie się woli Bożej i zaufanie wobec Bożej Opatrzności.

Żelazo lane Pliniusza Starszego


Sztukę wytwarzania odlewów żeliwnych znali już starożytni. Pisze o tym na przykład w swej Historiae naturalis Pliniusz Starszy. Z żelaza lanego, jak wówczas mówiono, w ciągu wieków wytwarzano kule i lufy armatnie, rury kanalizacyjne, pomniki, płyty ozdobne, elementy architektoniczne, wreszcie odlewy przemysłowe. Swoją obecną nazwę żeliwo zyskało w XVIII wieku. Było stosunkowo tanim, a przy tym trwałym materiałem, które znalazło szerokie zastosowanie w czasach rewolucji przemysłowej[1]. Używano go również w sztuce cmentarnej. Wytwarzaniem żeliwnych krzyży zajmowały się ludwisarnie. Krystyna Mazurkiewicz-Palacz odkryła w Smołdzinie, Klukach i Objeździe oraz w Kobylnicy na starych krzyżach sygnatury Burowa i Hartmanna – ludwisarzy, których zakłady mieściły się w dzisiejszym  Słupsku[2].

Żeliwne krzyże


Krzyże żeliwne stały się popularne już w pierwszej połowie XIX wieku. Mogły być pełne lub ażurowe. Te pierwsze to odlewy opatrzone gotową inskrypcją: imieniem, nazwiskiem, datami, które znaczą życie każdego człowieka na awersie, oraz cytatem, najczęściej pochodzącym z Biblii, na rewersie. Czasami przy nazwisku pojawiają się określenia pełnionego zawodu lub funkcji społecznej zmarłego[3]. Krzyże, choć podobne wymiarami, mają bardzo różnorodne ozdoby wieńczące belkę pionową, ramiona i podstawę. Zakończenia nawiązują do form znanych z architektury – są to rozety, maswerki czy palmety, a nad inskrypcjami pojawiają się często płaskorzeźby przedstawiające skrzyżowane gałązki palm, wieńce lub dłonie w uścisku. Podstawy krzyży natomiast dekorowano często figurami aniołów. Czasami do istniejącego już krzyża przytwierdzano żeliwną prostokątną tabliczkę z informacjami na temat kolejnej pochowanej osoby.

Rzadziej spotyka się krzyże ażurowe. Te na skrzyżowaniu belek zawierają miejsce na owalną porcelanową tabliczkę z inskrypcją mówiącą o zmarłym. Kwatery otaczano często płotkami z metalowych sztachet lub ogrodzeniami, będącymi kombinacją żeliwnych i kamiennych elementów.

krzyż4.jpg


Cmentarz w Lubuniu

Ścięte dęby


Inną formą pomników grobowych są kamienne lub betonowe cokoły, formowane na kształt pnia dębu z widocznym rysunkiem kory, miejscami po ściętych gałęziach i wijącymi się młodymi gałązkami z liśćmi i żołędziami. Cokoły te stanowiły podporę dla kamiennych (marmurowych lub granitowych) tabliczek z inskrypcją[4]. Kilka takich nagrobków ostało się również w Lubuniu.

Cmentarz ten został założony na wyniesieniu przy kościele, a jego granice znaczy kamienno-ziemny wał. Nekropolia zachowała swoje pierwotne rozplanowanie, w części od strony drogi jest współczesnym polskim cmentarzem katolickim. Stare nagrobki znajdują się w głębi. Większość z nich jest w dobrym stanie, przeważnie posiadają też inskrypcje. Cmentarz w Lubuniu, obok podobnych obiektów w Podwilczynie, Widzinie i Damnicy, pretenduje do miana chronionego na mocy ustawy o ochronie zabytków[5].

Warto również zwrócić uwagę na obecny kościół w Lubuniu. Jest to zaadoptowany zwykły parterowy murowany dom. O tym, że budynek pełni rolę świątyni, mówi jedynie umieszczony na dachu krzyż i ganek, z którego wyrastają dwie obłożone marmurem kolumny.

Ryże zygmunty


Na lipie rosnącej obok parkanu odkryłam kolonię kowali bezskrzydłych. Te stworzenia na Mazowszu i Lubelszczyźnie nazywane są trumniakami, a Stanisław Czachorowski, z którego bloga czerpię informacje o tych owadach, mówi na nie ryże zygmunty[6]
[1] Opis odsyłacza
. Ulubionym ich pokarmem są orzeszki lipy. Jednak lipa broni się przed pożarciem, przemyślnie zatruwając swych prześladowców. Jej nasiona zawierają szkodliwe dla innych owadów związki toksyczne, podobne do hormonu juwenilnego, zakłócającego przepoczwarzanie się. Larwy owadów, które zjedzą takie nasionko, rosną, ale nigdy nie zamienią się w postać dorosłą. Kowale natomiast uodporniły się na tą zdradziecką substancję i mogą bezkarnie wysysać orzeszki lipy.
Kowale mają na czerwonych skrzydłach czarne wzory, które przypominają afrykańską maskę lub anarchistyczną flagę. Dwuplamek to jeszcze jedna, może najtrafniejsza, nazwa tych owadów. Rzucające się w oczy ubarwienie sygnalizuje, że posiadacz takich barw jest trujący lub niesmaczny. Wikipedia stwierdza wręcz, że kowale są wstrętne w smaku. Zbierają się w kolonie, bo wtedy efekt odstraszający jest silniejszy. Niewrażliwe na te ostrzeżenia pozostają borsuki, którym kowale smakują.
Dziwny jest tez seks tych stworzonek. Może on trwać kilka dni, nawet tydzień. Przez ten czas większa samica ciągnie za sobą jak doczepiony wagonik mniejszego samca. Jest to zapewne uciążliwe i może być zagrażające życiu. Mimo że wymiana nasienia następuje po 3 – 4 godzinach od rozpoczęcia kopulacji, samiec jednak nie rozłącza się ze swoją partnerką i całym sobą broni jej przed kolejnymi amatorami. Dzieje się tak dlatego, że sperma ostatniego partnera zapładnia. Tak więc samiec z narażeniem życia broni swoich szans na przekazanie genów następnym pokoleniom. W Małopolsce nazywa się te stworzenia łącodupcami.
kowalbezskrzydlycmentarzwlubuniu.jpg

kowale bezskrzydłe, trumniaki, łącodupce


[1] A. Garbacz-Klempka, Krzyże żeliwne na polskich cmentarzach, https://metale.pl/wiedza/metale/krzyze-zeliwne (dostęp: 25.02.2022)
[2] K. Mazurkiewicz-Palacz, Dawne cmentarze w powiecie słupskim, Słupsk 2012, s. 17
[3] Tamże, s. 16
[4] Tamże, s. 20
[5] Na razie w powiecie słupskim są tylko dwa cmentarze objęte taką ochroną: w Smołdzinie i w Klukach, tamże, s. 14-15

[6] Stanisław Czachorowski, Ryże zygmunty, środki odmładzające, synantropizacja i długi seks pod lipą, https://profesorskiegadanie.blogspot.com/search?q=ry%C5%BCe+zygmunty  [dostęp: 01.05.23]



Autor artykułu:
Kazimierz Szpin

ALEKSANDRA KRASUCKA
Dziennikarka,  tłumaczka i osoba po przejściach. Rowerzystka i nauczycielka polskiego.  Piszę tego bloga wiedziona miłością do polskiej ziemi, historii i języka.  

Poprzedni artykuł - "Pędzące odyńce" i inne zwierzęta
Następny artykuł - Wstydliwa przeszłość Fritza Klimscha
Dodaj komentarz

Wyszukiwarka

© Copyright 2024 roweremprzezkraj.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Polityka prywatności.
Design by Modest Programmer