wtorek, 13 czerwca 2023
Tagi:

Autor: Aleksandra Krasucka

Wybrzeże morskie wraz z pasem ruchomych wydm oraz wybrzeża dwóch jezior nadają krainie Słowińców kształt czworokąta, któremu brakuje południowego boku. Nad całą okolicą góruje wyraźnie wzgórze Rowokół, wznoszące się 115 metrów ponad poziom morza. W XIX wieku krajobraz tworzyły głównie uroczyska otoczone bagnami i podmokłymi łąkami, które wypełniały przestrzeń pomiędzy większymi kompleksami leśnymi.
Kraina Słowińców to północno-zachodnia część obszaru występowania kultury kaszubskiej, która w połowie XIX wieku rozciągała się wzdłuż wybrzeża dalej na wschód, sięgając obszaru Kaszub właściwych. Jeszcze wcześniej, bo w końcu XVIII wieku, obszar kaszubszczyzny rozciągał się także na południe aż do Bytowa.
Kraina Słowińców, jako otoczona z trzech stron wodą, odznaczająca się charakterystycznym krajobrazem, pełna chaszczy i bagnisk, sprawiała na badaczach wrażenie, jakby był to „rezerwat osobliwy i refugium”
[1].
W latach 70. XVIII wieku przekopano kanał melioracyjny, co pozwoliło na osuszonych bagnach i łąkach założyć osadę dla niemieckich kolonistów. Dziś ten przysiółek nazywa się Przybynin. Skutkiem ubocznym tego przedsięwzięcia było zalanie wodą morską pól i łąk folwarku, którego obecna nazwa brzmi Otok. Podlegało mu kilka oddalonych chat rybackich, zwanych po niemiecku Klucken. Z czasem folwark został zlikwidowany, a przysiółek uzyskał autonomię gospodarczą, co przyczyniło się następnie do rozwoju wsi rybackiej Kluki. Jednocześnie dostęp do niej stał się utrudniony
[2]. Tę właśnie izolację postrzegano jako główną przyczynę tak długotrwałego oporu stawianego germanizacji. W końcu XIX wieku obszar słowiński, przede wszystkim Kluki, stał się słowiańską „wyspą językową” w, kontynuując metaforę, morzu niemczyzny.

slowincychata2.jpgJęzyk

 Na terenie powiatu słupskiego w XVII wieku zaznaczała się zachodnia granica występowania języka kaszubskiego. W ewangelickiej strukturze kościelnej istniał w latach 1669-1686 tzw. circulus vandalicus, gdzie odprawiano nabożeństwa po polsku. Obejmował on następujące parafie: Wrzeście, Gardna Wielka, Smołdzino, Rowy z filią w Objeździe, Główczyce, Cecenowo, Damno, Stowięcino, Skorowo, Wałdowo, Dobieszewo i Kwakowo.

Nieco wcześniej pastor ze Smołdzina, Michał Mostnik, przygotował do druku „Mały Katechizm Marcina Lutra” tłumaczony na język kaszubski. W smołdzińskim zborze, powstałym w dawnym kościele rzymskokatolickim[3], znajd ował sięobraz, przedstawiający Mostnika-Pontanusa trzymającego w rękach otwarty katechizm, gdzie wypisano po polsku: „Dziesięcoro Przykazanie Boże. Pierwsze. Ty niemasz   innych Bogow miec przymnie. Wtore. Ty niemasz imienia Pana Boga twego prożno uzywac”. Obraz ten wisiał tam przez cały okres dominacji niemieckiej. Hilfinger podaje, że w użyciu jednego wyrazu Słowińcy wyraźnie odróżniają się od Kaszubów. Mówią mianowicie zawsze „cerkiew, jidę do cerkwie”, podczas gdy u Kaszubów występuje „koscoł"[4]. Niestety, samo istnienie okręgu jako jednostki administracyjnej nie wpłynęło na zatrzymanie procesu likwidacji polskiego języka liturgicznego. W pierwszej połowie XVIII wieku  zniesiono polskie kazania w Kwakowie (1702), Wałdowie (1730), Kołczygłowach (1744) i Słupsku (1755).

Synod słupski został na nowo zorganizowany. Powstał teraz cyrkuł niemiecko-słowiański (Wrzeście, Gardna Wielka, Smołdzino, Rowy, Główczyce, Cecenowo, Damno, Stowięcino, Skorowo i Mikorowo) oraz cyrkuł niemiecki (Wieszyno, Zagórzyca, Dębnica Kaszubska, Dobieszewo, Nożyno, Kołczygłowy, Cetyń i Wałdowo). Do cyrkułu niemieckiego włączono aż pięć parafii, w których wcześniej odbywały się jeszcze nabożeństwa po polsku.

Między rokiem 1775 a 1808 likwidowano język polski w kolejnych parafiach. W latach 60. i 70. XVIII wieku w Mikorowie, Gardnie Wielkiej, a zwłaszcza w Cecenowie doszło do zamieszek z udziałem miejscowej ludności, która nie chciała dopuścić do pełnienia posługi w zborach pastorów, nieznających polskiego. W 1830 roku takie rozruchy miały miejsce w Smołdzinie. Niestety, najbardziej agresywne formy protestu ograniczyły się jedynie do plucia, wyzwisk i rzucania kamieniami.

slowincypokoj.jpgKaszubi jako Słowianie stanowili skazę na germańskim obrazie świata, zanieczyszczali pruski porządek. Z punktu widzenia państwa pruskiego Kaszubi byli jedną z tych rzeczy, dla których nie ma zarezerwowanego prawowitego miejsca w żadnym przedziale projektowanego ładu. Wszędzie, gdziekolwiek by się znalazły (to znaczy na całym obszarze objętym intencją „porządkowania”), są one „nie na swoim miejscu”. Nie mieszczą się po prostu w świecie, jaki miałby się wyłonić z zabiegów ładotwórczych. Pruskiej administracji nie interesowała całkowita transformacja Słowińców w Niemców czy zupełna zmiana życia (kultury) Słowińców: gospodarki, kojarzenia małżeństw, statusu społecznego, wyglądu itd. Transformacji poddany był jedynie język: pastorzy likwidowali polski język kościelny, właściciele majątków ziemskich zakazywali mówić po kaszubsku, a ludność niemiecka wyśmiewała się z kaszubskiego.

Z czasem więc gwara kaszubska ustępowała z przestrzeni publicznej. O tym, że w miejscach publicznych dorośli Kaszubi nawet między sobą rozmawiali tylko po niemiecku, ponieważ wstydzili się rodzimej mowy, donosili już pierwsi badacze obszaru słowińskiego z połowy XIX wieku. Jako efekt świadomych wyborów podjętych przez użytkowników języka mniejszościowego sytuacja ta częstokroć prowadzi nie tyle do „śmierci języka”, ile do „językowego samobójstwa

Wycofanie języka z przestrzeni publicznej bynajmniej nie oznacza, że w domowych pieleszach język ten zachowuje pełnię sił witalnych, raczej przeciwnie. Jak pokazuje przykład Słowińców, język taki znika wolniej lub szybciej także z przestrzeni domowej, nabierając charakteru prywatnego, intymnego czy sekretnego nawet pośród członków najbliższej rodziny. Chociaż wydaje się, że sam fakt znajomości języka rodzimego nie był ukrywany przed bliskimi, to jednak częstość użycia tego języka była niewielka i prawdopodobnie posługiwano się nim w specyficznych celach, takich jak utajnienie treści rozmowy: „Gdy byliśmy dziećmi, nasi rodzice (…) mówili po kaszubsku, wtedy gdy nie chcieli, byśmy ich rozumieli”

Jednakże celem germanizacji językowej Kaszubów nie było uczynienie z nich Niemców w pełni, lecz jedynie w części, jakby ich imitacji: nie tworzono Niemców, lecz jedynie osoby niemieckojęzyczne.

Jak zaświadcza Ludwik Zabrocki, który w 1946 roku podjął wyprawę na Ziemie Odzyskane w celu odnalezienia zabytków polskiego piśmiennictwa ewangelickiego, „nikt, ale to dosłownie nikt z całego terenu nie słyszał nic o „Slowinzen” ani „slowinisch”, wszyscy za to wiedzieli o „Kaschuben” i „kaschubisch”. Poza tym twierdzili, że Kaszubi to oni, a Kaszubi z Pomorza polskiego to nie Kaszubi, lecz „Polen”[5].

Obyczaje

Zachowała się XVIII-wieczna relacja o ludziach, którzy różnili się od ówczesnych Niemców „czystej krwi”. Zwracano uwagę na obyczaj podawania sobie dłoni, któremu hołdowały nawet dzieci, upodobanie do czarnego koloru w ubiorze oraz niesmaczny chleb (śmierdzący torfem, smakujący grochem).

Do czasów międzywojnia podstawową formą gospodarki Słowińców było rybołówstwo. Sprzyjała temu naturalna bliskość wód w połączeniu z mało atrakcyjnym gospodarczo terenem błot, łąk i jałowych piasków. Trzeba jednak podkreślić, że charakter rybacki miały jedynie niektóre wsie słowińskie, takie jak Kluki, Gardna czy Rowy. Na początku XIX wieku Słowińcy zubożeli. Wiązać to należy z akcją uwłaszczenia. Od tej pory zaczęli łowić ryby na zasadzie dzierżaw, wynagrodzenia za pracę lub udziale procentowym w połowach. Rzecz w tym, że pruscy urzędnicy stosowali wygórowane czynsze dzierżawne za prawo do łowienia na określonych toniach wodnych, obniżali ceny ryb itp. Biedę rybaków pogłębiły pod koniec XIX wieku rożnego rodzaju zarządzenia rządowe o ochronie rybostanu, takie jak choćby nakaz stosowania się do terminów ochronnych czy zakaz używania pewnych sposobów łowienia (cezą, ościami, jazami itp.), za których nieprzestrzeganie byli surowo karani. Dla przykładu zakaz łowienia cezą[6] wprowadzono we wsiach słowiańskich w 1871 roku, zaś używania ościeni, które zaliczono do narzędzi kłusowniczych, zakazano w latach 90. XIX wieku.

Czarne wesele

Bagniste tereny wokół jezior Gardna i Łebska obfitują w pokłady torfu, który po wydobyciu i wysuszeniu służył jako doskonały opał na zimę. Kopanie torfu rozpoczynało się każdego roku wczesną wiosną, gdyż wtedy właśnie poziom wód gruntowych był najniższy, a rybacy mieli przerwę w połowach, natomiast do jesieni pozostawało wystarczająco dużo czasu, aby torf wysechł. Ponieważ torf zalega bardzo płytko pod powierzchnią ziemi, jego wydobycie było bardzo proste. Po wypaleniu trawy i ścięciu motyką darni, specjalnym narzędziem na długim trzonku wycinano kostki, które układano w pojedynczych warstwach na łące. Po wstępnym obsuszeniu z kostek formowano stosy, liczące ok. 1000 kostek, które dalej schły na słońcu. Później kostki przewożone były do zagród pod okapy.

Pozyskiwanie opału było wspólną sprawą całej społeczności. Akcja kopania torfu, zwana czarnym weselem, odbywała się na zasadzie wzajemnej pomocy. W ciągu kolejnych dni jedni gospodarze pomagali drugim, aż po kilkunastu dniach ciężkiej pracy wszystkie gospodarstwa były zaopatrzone w wystarczająca na całą zimę ilość opału.

slowincytorf2.jpgGospodarze umawiali się na kopanie torfu na trzecią rano. Torf kopali mężczyźni, a układaniem kostek i wożeniem ich taczkami zajmowały się często dzieci. Codzienna ciężka praca kończyła się wspólnym biesiadowaniem, które zawsze odbywało się u tej rodziny, dla której danego dnia kopano torf. Kobiety wspólnie przygotowywały jadło i napitek – kolejno w każdej chacie. Podawano często jajecznicę, uważaną za potrawę świąteczną, nie brakowało też alkoholu.

Wspólne świętowanie miało więc wymiar zarówno ekonomiczny, jak i symboliczny. Zaopatrzenie każdego gospodarstwa w opał pozwalało przetrwać zimę. Warto zauważyć dwuznaczność zawartą w słowie wesele, wyczuwalną zarówno w języku polskim, jak niemieckim. Wesele (niem. Hochzeit) oznacza przecież nie tylko zabawę po zawarciu związku małżeńskiego, lecz również w ogóle czas radosny i świąteczny. Wspólna praca była rodzajem święta i cementowała wioskową społeczność. Torf kopali tylko ci, którzy byli członkami wspólnoty, i kopano go tylko dla tych, których uważano za członków grupy. Na przykład dla szkoły i uczących tam nauczycieli wieś również bezpłatnie kopała torf.



[1] Aleksander Hilferding, rosyjski slawista, twierdził, że Słowińcy zamieszkują zachodnią stronę jeziora Łebsko, na zachód błot i bagien, wśród których płynie strumyk Pustynik. Były to wioski lub osady złożone z kilku chat rybackich (czasem pod dwie, po trzy): pomiędzy jeziorami Łebskim i Gardneńskim, na wybrzeżu morskim: Kluki (Klucken), Przybynin (Brenkenhofsthal), Smołdziński Las (Lassen), Łokciowe (Lochzen), Boleniec (Bollenz), Dąbie (Dambe), Radike, Czołpino (Scholpin), Chusta (Chust); wioski między błotnistym strumykiem Pustynikiem, wpadającym do południowo-zachodniego zakątka jeziora Łebskiego, i rzeką Łupawą (Lupow), wpadającą od wschodu do Jeziora Gardneńskiego: Wierzchocino (Virchenzin), Żelazo (Selsen), Smołdzino (Schmolsin), Siecie (Zietzen), Witkowo (Vietkow); wioski w zakątku zachodniego brzegu Łupawy, przy ujściu tejże do Jeziora Gardneńskiego: Gardna Wielka (Gros Garde), Gardna Mała (Klein Garde), Kiersk (Kerske), Błotki (Blotke), Człuchy (Schlochow), Stojcino (Stohentin), Wysoka (Wittstock), Retowo (Rotten).

 [2] M. Filip, Od Kaszubów do Niemców, Poznań 2012, passim. Wszystkie pojawiające się w tekście cytaty podaję za tym wydaniem.

[3] Ufundowała go Anna Gryfitka, powstał w 1631, która przez pewnien czas finansowała działalność duszpasterską i wydawniczą Michała Mostnika Zniknął dopiero w 1947 roku, kiedy ewangelicki zbór ponownie stał się rzymskokatolickim kościołem. W tej chwili obraz znajduje się w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku. J. Lindmajer i in, Dzieje Słupska, Słupsk 1986, s. 192-193.

[4] Wyraz cerkiew znany był staropolszczyźnie już w XIV-XV wieku. Aleksander Brückner (Słownik etymologiczny języka polskiego) pisze, że do XV wieku wyraz ten oznaczał każdy kościół, co zostało potwierdzone w „Psałterzu floriańskim”. Słowo wywodzi się od gr. kyrikon – dom Pański, (kyrios – pan), a przedostało się do polszczyzny za pośrednictwem górnoniemieckiego Kiricha. Dopiero z czasem słowo „cerkiew” zaczęło być używane na określenie wschodniego obrządku chrześcijańskiego, podczas gdy dla świątyń katolickich przywykło stosować się nazwy „kościół”.

[5] L. Zabrocki, O Słowińcach i Kaszubach Nadłebskich, https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/553556/edition/469820/content [dostęp:  14.06.2023].

[6] Ceza to słowińska nazwa niewodu, który zagarnia wszystko na swojej drodze, a więc nie tylko większe ryby, ale także młody narybek i plankton roślinny. Taka technika łowienia wydaje się szczególnie szkodliwa na jeziorach.




Autor artykułu:
Kazimierz Szpin

ALEKSANDRA KRASUCKA
Dziennikarka,  tłumaczka i osoba po przejściach. Rowerzystka i nauczycielka polskiego.  Piszę tego bloga wiedziona miłością do polskiej ziemi, historii i języka.  

Poprzedni artykuł - Słowiński Park Narodowy
Następny artykuł - Słowińcy - od Kaszubów do Niemców
Dodaj komentarz

Wyszukiwarka

© Copyright 2024 roweremprzezkraj.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Polityka prywatności.
Design by Modest Programmer